Od dawna chodziła za mną jakaś szydełkowa laleczka. Zaczęłam nawet nieśmiało robić nogę. Odłożyłam na chwilę robótkę, poszłam do kuchni po coś do picia. Podczas mojej krótkiej nieobecności Dobrusia zainteresowana nową pracą- spytała się taty: Co mama dla mnie robi? :) No i co mama w takim wypadku miała zrobić - nic tylko zabrać się do roboty.
W sobotę zniecierpliwiona dopytywała się, czy już zszyłam wszystko i dlaczego jeszcze nie ;) Obiecałam jej, że rano w niedzielę będzie miała już gotową lalę. Dobrusia poszła spać, a ja walczyłam dalej - o 3 nad ranem wymiękłam, ale został mi do zrobienia tylko dół sukienki, więc szybciutko z rana dokończyłam i córcia mogła już się cieszyć laleczką.
Sporo czasu zajęło mi nadanie wyrazu twarzy - bo to pierwsza tego typu moja praca, co innego zrobić pyszczek dla zwierzaka, a co innego zrobić wesołą minkę lali, ale chyba się udało. Nie widać dobrze, ale nosek to dwie poziome kreseczki, a dodatkowo jest tak uformowany, że lekko odstaje.
Prawdziwym problemem okazało się nadanie imienia lali - bo tak jak córka każdego zwierzaka nazywa Faja (nie wiem dlaczego) tak o nazwaniu lali jakimkolwiek imieniem nie było mowy. Lala ma na imię Lala i koniec ;) Miała mieć też dwa kucyki, do zdjęć zrobiłam koński ogon, ale tu były juz wielkie protesty Dobruni, bo jej wersja musi być równie szalona jak właścicielka ;)
Powoli wracają mi też siły do działania, bo ostatnio robótkowo coś tam działam, ale nie mam motywacji do skończenia i tak cały mój kącik robótkowy zawalony jest rozpoczętymi pracami.
Wygląda na to, że przyczyna mojego rozleniwienia na razie odpuszcza, więc może będzie mnie teraz nieco więcej na blogu. Chociaż potem pewnie znów na jakiś czas zniknę, ale to dopiero na przełomie lutego i marca, bo wtedy zacznie się u nas prawdziwa rewolucja ;)
Pozdrawiam serdecznie w ostatnich dniach wakacji i dziękuję, że mimo mojej nieobecności w blogowym świecie, jeszcze tu zaglądacie!