Tym razem była szybka akcja. Tak szybka, że nie zdążyłam nawet porządnych zdjęć zrobić...
Tak pomiędzy klientami powstał spory kocur. Rudy. Na poniższym zdjęciu kolor chyba najbardziej realny (niestety foto na szybko, mocno robocze i to telefonem...
Kocur powstał z potrzeby chwili. A potrzeba była ogromna!
Koleżanki z pracy syn zgubił swojego rudego kotka w przedszkolu. Wiecie jak to jest, kiedy dzieci się przywiązują do swoich zabawek... Chciałam zrobić Bartoszowi przyjemność, odwdzięczając się jednocześnie za inn.ą przysługę (co jak co, ale dobra ekipa w pracy to podstawa! My zawsze możemy na siebie liczyć)
Kocur, jak to kocur. Wygląda na cwaniaka, rozrabiakę i ważniaka. Ale to tylko pozory. Bo ten rudy kot to prawdziwy pieszczoch. Tylko czeka, żeby wskoczyć na kolana i dać się miziać, miziać, miziać...
A jest co miziać! Całe 35 cm przytulastego futra!
Wszystkie materiały zakupione zostały w sklepie, w którym pracuję. Rujnuje mi to budżet, bo wszystko mam pod ręką (jakby w domu nie czekały stosy włóczek...), a jak chwilowo jest mniejszy ruch, to wena nie śpi 😉
Włóczka to dolphine baby himalaya. Mega milusia, ale końcówki sypią się niemiłosiernie. Musielibyście zobaczyć miny klientów kiedy wylatywałam do nich ubrana na czarno i cała w rudych kłaczkach!
Rudy kot zaraz po sesji powędrował do nowego domku. Z tego co się dowiedziałam, to trafił w dobre ręce.
Cudny 💗💗💗💗💗
OdpowiedzUsuńlove blog ❤❤ and nice visitor
OdpowiedzUsuń