Zadzwoniła do mnie w zeszły piątek stała klientka z pytaniem, czy na poniedziałek zrobię jej dwie czapki. Szybki przegląd włóczek i decyzja - zrobi się.
W sobotę po wizycie załą naszą czwórką u lekarza, zjeździłam wszystkie pasmanterie w okolicy za białą bawełną/akrylo-bawełną i guzik, nie dość że wybór marny, to ceny kosmiczne (za najzwyklejszego kotka wołają 9,90!), więc klientka obiecła wysłać brakującą włóczkę (doszłą już w poniedziałek)
Przez weekend z gorączką moją 40 stopniową dzieci (ratowały nas okłady) udało się zrobić myszkę
Przy okazji widać wykończenia, czyli "niewidzialne" przyszywanie ozdób, oczka rakowe na brzegu, by się czapeczka nie rozciągała na obwodzie oraz tył - mój perfekcjonizm czasem działa na "+" ;)
W poniedziałek dostałam brakujące włóczki i zabrałam się za owieczkę - również z gorączką i ganianiem do dzieci, więc zeszło do 2 w nocy, ale udało się i we wtorek już poleciały pocztą.
To było wariackie zamówienie - pierwszy raz tak się złożyło, że nieprzytomna dziergałam, zamiast leżeć w łóżku...
Do dziś z resztą chorujemy, poprawy nie widać mimo leków i sporych pieniądzach zostawionych u lekarzy i w aptece :(
Wygląda na to, że w ciągu 2 tyg. mamy 3 infekcję... Wirus, którego złapała Dobrusia oraz Jeremiś ze mną przerodził się u mnie i Miśka w infekcję bakteryjną, Dobrusia poradziła sobie z wirusem i wyzdrowiała (wystarczył jednak dzień u dziadków i spuszczenie z oka - wyganiała się, upociła i na następny dzień już katar miała...). Do tego mąż przytargał wirusa z pracy (niestety łudziłam się, że się zaraził od nas), którym pod koniec naszej choroby zaraził naszą trójkę... więc chorujemy już drugi tydzień i końca nie widać... Gorączka rośnie ledwo leki przeciwgorączkowe przestają działać...
ale można było się spodziewać tego po tak lekkiej zimie... tylko czemu wszyscy na raz? Najpierw miesiąc z życia wycięty bo ospa x 2 a teraz to...
no to się wyżaliłam...
jak tylko gorączka mi odpuszcza, a dzieciaki zajęte zabawą - działam na ile mam siły, żeby całkiem nie zwariować ;)