Pomalutku wracam do dawnego tempa pracy. W krótkich chwilach wolnych w ciągu dnia robię użytek z młynka dziewiarskiego i kręcę sznurki, które stają się potem zamotkami na szyję
ukochana himalaya i ogromniasty kokosowy guzik
zostało mi włóczki z chusty, więc też ją przekręciłam ;)
kolejne zamotki siedzą w głowie i niedługo mam nadzieję się zmaterializują. Póki co walczymy z ospą, którą przywlokłą z przedszkola Dobrusia...
Świetne te zamotki, ten różowy jest przesłodki ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajne zamotki!
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie "zamotańce", pięknie je wymyśliłaś i wykonałaś ):
OdpowiedzUsuńŚliczne , piękne kolorki .Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa też lubię - są super ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajne zamotki, podobają mi się, może kiedyś też dorobię się młynka i będę kręcić:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Alez one piękne! Wspaniałe są te Twoje zamotki. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńświetne te zamotki :)
OdpowiedzUsuńZamotki super. Muszę odkurzyć mój młynek :-)
OdpowiedzUsuń