Moja ukochana torebka po intensywnym użytkowaniu zakończyła swój żywot (może dałoby się ją jeszcze odratować, ale za dużo z tym zabawy). Dlatego padło, żeby zrobić sobie nową torebkę.
W ruch poszła gruba wełniana włóczka, szydełko 7mm i jeden wieczór (który przeciągnął się do późnej nocy).
W ruch poszła gruba wełniana włóczka, szydełko 7mm i jeden wieczór (który przeciągnął się do późnej nocy).
Wyszło spore torbisko - ale to był efekt zamierzony. Potem było pranie z dżinsami, a efekty tych eksperymentów uwiecznione są na poniższej fotce ;)
W wyniku filcowych eksperymentów otrzymałam dość zgrabną listonoszkę, która ma dla mnie za krótki pasek, dla Dobrusi za długi, a do tego potwornie lecą z niej wełniane nitki (co mnie zdziwiło, bo włóczka podczas szydełkowania się nie sypała, po pierwszym filcowaniu było względnie, po ostatnim torebka wygląda jakby strzelił w nią piorun :D ).
Będę coś z nią jeszcze działać (ponoć zamrożenie i wypranie może nieco kłaczki zahamować).
Póki co muszę zabierać się za kolejna torebkę, tym razem bez eksperymentów - z grubej bawełny ;)
zmykam bajki czytać, a potem do szydełka :)