Dziś udało mi się zrobić zdjęcie szczęśliwej Dobrusi w czapce jej projektu :)
Poleciała w niej dziś do przedszkola - moja mała dogomaniaczka :)
Wiecie, że trwa właśnie Międzynarodowy Tydzień Bliskości?
Żałuję, że z Dobrusią mi się nie udało (za późno zgłębiłam temat), bo była bardzo wrażliwa i na pewno chustowanie pozwoliłoby nam przejść łagodniej te pierwsze miesiące. Jak byłam w drugiej ciąży, od razu wiedziałam, że maluch będzie w chuście.
U nas oprócz bliskości zadecydowała też praktyczność tego rozwiązania. Do przedszkola mamy niedaleko, ale Dobrusia szatnię miała na piętrze, więc poranna gimnastyka z wózkiem, tylko po to, żeby malucha zaraz z niego wyciągć nie chodziła w grę. Do tego jak z noworodkiem pomóc coś założyć, zapiąć... No i chusta okazała się dla mnie wybawieniem.
Początki oczywiście nie były łatwe (jak przypomnę sobie jakość pierwszych wiązań... Pierwsze próby podjęliśmy około 3 tygodnia, jak doszłam do siebie po drugim pobycie w szpitalu w związku z komplikacjami po cc.
Nosilismy sie prawie codziennie w drodze do przedszkola, potem plac zabaw - ale nie długo - ok. 30-60 min. Jak Jeremiś miał 5 miesięcy skierowano go dopiero na USG bioderek i się obawiałam, czy moje nie zawsze perfekcyjne wiązania mu nie zaszkodziły... ale strach ma wielkie oczy - bioderka zdrowe :)
Jeremiś od środy gorączkuje, jest marudny i nie chce spać w dzień - no to siup do chusty i już mu błogo :)
Mi też błogo - bo po znieczuleniu mój kręgosłup nie daje rady, kiedy dłużej mojego 12-kg klocuszka noszę... (niestety nie tylko kiedy noszę, nawet zamiatanie, odkurzanie, mycie naczyń czy prasowanie to teraz tortura...)
Ostatnio najczęściej wybieramy kółkową - bo nie nosimy długo i szybciej idzie okiełznać mojego wiercipiętka, a rano musimy być szybko gotowi na wyjście.
Chusto-świrami nie jesteśmy - wózek też w użyciu, dość intensywnie - wozi razem z nami wszystkie cięzkie zakupy ;) a moje plecy mają wtedy relaks w postaci spokojnego spacerku :)
Tak czy inaczej polecam noszenie w chustach - bo to cudne doświadczenie - dzieci zbyt szybko rosną i z takich malutkich przytulających się niemowlaczków szybko zamieniają się w rozgadanie przedszkolaki, które juz wcale nie chcą się tulić ;)
P.S. A szydełko sobie pomalutku dziubie kolejną czapeczkę :)
No na modelce czapka wygląda o niebo lepiej :-)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że moje dzieci są już większe ode mnie... :-)
Pozdrawiam serdecznie.
Ta czapka w ogóle na żywo wygląda jeszcze lepiej, tylko włóczka niefotogeniczna ;)
UsuńPóki organizm nie powiedział STOP - o chuściocha zawsze można sie postarać :) Ewentualnie, jesli dzieci juz dorosłe - poprosic o wnuki - i byc noszącą babcią :)
Ale fajna czapa :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Hania
Ja nie miałam kasy na chustę, ale Kuba się nadal uwielbia przytulać - mam nadzieje że mu nie minie zbyt szybko:-)
OdpowiedzUsuńCzapka ładna, ale uczulenia współczuję szczerze:(
Bardzo fajoska ta czapusia.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ania
http://zszydelkiemprzezzycie.blogspot.com/
Widzę, że nie tylko my się nosimy :)
OdpowiedzUsuńNieraz na zakupach, kiedy to syn koniecznie chce sam zwiedzać sklep, wystarczy go zamotać, a zdecydowanie wybiera przytulanie od zwiedzania :)