Nie wiem czy też tak macie, że zabierając się za jakiś projekt i po początkowym zapale przychodzi znużenie. Jeszcze pół biedy, gdy dana praca wędruje do szuflady z UFOkami (czyli niedokończonymi pracami, które czekają na wenę ;) ), gorzej jak trzeba ją skończyć w konkretnym terminie... I tak też było ze "ślubnym koszmarem" - jak nazwałam całościowo projekt :P
A zaczęło się niepozornie - od takiego prototypu
Co to jest? Woreczek na migdały - w ramach podziękowania dla gości. Przeszedł akceptację i zabrałam się za dzierganie tych właściwych, w kolorze kremowym - sztuk... 80. Myślałam sobie, co tam tydzień maksymalnie dwa i po robocie będzie. Taaaaaaaak ;)Dobrze, że wolę zrobić coś szybciej, a nie na ostatnią chwilę i zabrałam się to 2 miesiące przed terminem ;)
Dzierganie woreczków, chowanie nitek i sznurków ciągnęło się jak kluski w rosole, na jeden wychodziło mi 40-45 min... Może gdybym dziergała w dzień, bez towarzystwa moich "potworków" to praca posuwałaby się szybciej. Ale niestety mogłam siedzieć tylko nocami, więc spędziłam nad koszmarkiem z doskoku 2 miesiące. Po 10 woreczku nie mogłam już się patrzeć na kordonek, tym bardziej, że tuż przed nim pracowałam na grubaśnym sznurku.
Ale zdążyłam, na 3 dni przed terminem, przerobiwszy ponad 2,5 km kordonka, wyprałam woreczki, wysuszyłam i tak się prezentowały ;)
Bardzo nieciekawie ;) Ale grunt, że zdążyłam. Potem jeszcze dostawa na miejsce docelowe i pomoc w pakowaniu zawartości. Skąd taka opcja? Ano dlatego, że woreczki powędrowały na ślub mojej dobrej koleżanki z liceum i trzeba było się sprężyć ;)
Na 3 dni przed ślubem zamieniliśmy się w pakowaczy - tiul, migdały, do woreczka, przeciągnąć karnecik, zawiązać i następny ;) Udało nam się w godzinkę ;)
Przepraszam za zdjęcie - robione na szybko telefonem ;) Ale musicie mi uwierzyć na słowo - efekt końcowy wyszedł powalający. (Co nie zmienia tego, że nadal to mój "ślubny koszmar" :p )
Bardzo się cieszę, że taki mały akcent mógł pojawić się na ślubnym stole i ręczna robota wraca do łask :)
************************************
Przypominam kochani o konkursie Fundacji Aviva - "To dla mnie ważne". Na pewno w Waszej okolicy są inicjatywy, które warto wesprzeć głosem. Kliknijcie w grafikę w pasku bocznym na górze, która przeniesie Was do całej akcji
Przypominam kochani o konkursie Fundacji Aviva - "To dla mnie ważne". Na pewno w Waszej okolicy są inicjatywy, które warto wesprzeć głosem. Kliknijcie w grafikę w pasku bocznym na górze, która przeniesie Was do całej akcji
Ja codziennie głosuję na "Tlenowe witaminy" - inicjatywę zgłoszoną przez stowarzyszenie, którego jestem członkiem - chcemy zagospodarować zaniedbany teren zielony, by stał się miejscem spotkań rodziców i dzieci.
Śliczne woreczki :) Mi na swój ślub zabrakło czasu na woreczki i tradycyjnie goście dostali ciasto w specjalnych kartonikach...
OdpowiedzUsuńPodziwiam cierpliwość i wytrwałość !!
OdpowiedzUsuńoj skądś to znam, ja musiałam zrobić 200 baranków wielkanocnych :) pod koniec juz mi się śniły po nocach :) a woreczki cudowne :)
OdpowiedzUsuńcudne te woreczki a ja takich projektów nie biorę od kiedy robiłam w kółko torebki hallo kitty ... chyba z 30 ich zrobiłam a fuj! haha
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
O kurczę. Podziwiam za wytrwałość. Efekt wspaniały :) Na pewno wart pracy i poświęcenia, ale cierpliwość to Ty masz niesamowitą.
OdpowiedzUsuńJak ich dużo!!! Wspaniałe woreczki!
OdpowiedzUsuńale ogrom pracy i woreczków :-)
OdpowiedzUsuń