Po perturbacjach udało się skończyć SpongeBoba, wczoraj poleciał do nowego domku :)
Na głowie prezentuje się lepiej niż na płasko, dobrze, że miałam współpracującą modelkę ;)
Po raz pierwszy robiłam łączenie okrążeń w "niewidzialny" sposób. Linia łączenia dla wprawnego oka jest oczywiście do wychwycenia, ale i tak nie rzuca się w oczy, jak standardowe oczka łańcuszka zamiast słupka ;)
Czapka wykonana z merino exclusive - mieszanki wełny i akrylu. Dlatego wyszła lekka, sprężysta i cieplutka.
Sesja, sesja, a po sesji - wygłupy na całego ;)
O mały włos czapka by nie powstała - za sprawą ostrej reakcji alergicznej. Dobrze, że czapkę i większość jej elementów wyszydełkowałam przed zabraniem się za pierniczki
;) więc kiedy tylko mogłam nieco bardziej ruszać palcami przyszywałam
elementy, żeby choć tę jedną rzecz skończyć.
Niestety 3 kolejne
zamówienia, które miały dotrzeć do świąt, musiałam anulować :( ale kto
by się spodziewał, że przez zwykłe pierniczki tyle będzie zamieszania...
włóczka na te projekty kupiona, ale się nie zmarnuje - mam już kilka
pomysłów.
Co mają pierniczki do czapki i alergii? Poczytacie poniżej ;)
Problemy z szydełkowaniem wynikły za sprawą... sobotnich pierniczków, a raczej ostrej reakcji alergicznej na któryś ze składników ciasta...
Zaczęło się od pokrzywkowatej swędzącej wysypki na całym ciele, potem zaczęły mi puchnąć stopy i dłonie (do tego stopnia, że palce przypomniały parówki, nie mogłam zacisnąć pięści, stopy nie wchodziły w kapcie...). Lekko zaczęła puchnąć warga (zanim dodałam 2 do 2 skąd reakcja alergiczna zjadłam jednego pierniczka...).
Leki antyhistaminowe, wapno, maści - nic nie działało i co tu ukrywać - sytuacja robiła się nieciekawa... Doszła gorączka, dreszcze, osłabienie...
Niedziela rano - wysypka jakby nieco zeszła, ale spuchła mi też górna warga - miałam darmowy "botox", a raczej wyglądałam jak po jego przedawkowaniu...
W poniedziałek rano opuchlizna ust prawie zeszła, za to zamiast oczu miałam szparki... Nadal wszystko mnie swędziało. Na popołudnie umówiłam się do alergologa, przyjęłam kolejną dawkę leków i po południu - opuchlizna i wysypka zeszła, więc szczęśliwa odwołałam wizytę sądząc, że nie będzie potrzebna.
Wieczorem siadłam sobie z herbatką imbirową, ale wymęczona chorowaniem szybko poszłam spać. Rano wstaję i co? Składnik herbaty też musiał mieć jakiś alergen, bo znów całą w swędzącej wysypce, palce znów opuchnięte... Na szczęście leki tym razem szybciej zadziałały...
Najlepsze jest to, że nie licząc zabawy masą moondoh (piankoliną) nigdy nie miałam reakcji alergicznej, nigdy nie byłam na nic uczulona...
Musimy w końcu też poskładać chatkę z piernika, na którą elementy też w sobotę piekliśmy i aż boję się jej dotykać ;) 4 blach pierniczków już nie ma, dzieciaki najpierw ozdabiały, a potem wcinały :P To nic, że te pierniczki powinny poleżeć do zmięknięcia - w niczym nie przeszkadzało to w ich chrupaniu.)
*********************************
W sobotę rano (przed pierniczkami ;) ) byłam w końcu u lekarza, który potwierdził tylko moje przypuszczenia. Dostałam leki, do kontroli za 3 miesiące - będę żyć ;) i mam nadzieję, że w końcu będę funkcjonować tak jak dawniej ;)
Czapka wygląda super! Modelka do sesji - profesjonalna :)
OdpowiedzUsuńWspółczuję tego uczulenia i życzę, aby nigdy nie wracało.
Pozdrawiam :)